piątek, 17 kwietnia 2015

Magnum Contact Sheets

Powszechnie wiadomo, że najwięcej w fotografii nauczymy się przez praktykę. Nic nie zastąpi dzisiątek zdjęć, które wykonaliśmy, przeanalizowaliśmy pod kątem błędów i puściliśmy do oceny osobom postronnym, które wytknęły nam błędy przez nas niezauważone.

Czasem jednak pogoda, choroba, albo zwykłe ograniczenie czasowe nie pozwala uczyć się przez praktykę. W takich chwilach wolny czas warto poświęcić na nauczenie się teorii.

Nie, nie chodzi o czytanie setny raz o zależności między przesłoną, a głębią ostrości, czy kolejny raz przypominanie sobie zasady wyznaczanie mocnych punktów. Czasem warto zostawić czysto techniczne podręczniki i zdjąć z półki album.

Albumy - wielkim zwolennikiem inwestowanie w nie jest Eric Kim, który twierdzi, że nowy album więcej wniesie do warsztatu fotografa, niż kolejny aparat.

Z albumami są jednak pewne problemy. Są wielkie, ciężkie i niektóre cholernie drogie. To nie są książki do poczytania w autobusie. To książki do domu, do oglądania przy biurku.

Ale mniejsza o techniczną stronę. Dziś przedstawię swój ostatni zakup - Magnum Contact Sheets.


No cóż, to jest kawał książki, a i tak jest to wydana w 2014 roku kompaktowa wersja oryginału z 2011 roku. O ile nazwa Magnum była już przeze mnie wspominana (jest to niezależna agencja zrzeszająca fotografów) to co oznacza Contact sheets?

Ok, "contact sheets" to na nasze "stykówki". Stykówka to jest to rodzaj odbitki, powstający przez położenie negatywu na papier i naświetlenie go. Otrzymujemy wtedy serię pomniejszonych odbitek o wielkości klatki użytego negatywu. Dawniej wykorzystywano je do ogólnego przejrzenia zawartości danej kliszy i wybrania najlepszych ujęć, wstępnego zaplanowania kadrowania itp.

I to właśnie jest najbardziej w tej książce niezwykłe. Nie przedstawia tylko najlepszych ujęć - przedstawia też najbardziej surowy z możliwych obrazów ogólnej pracy danego fotografa. Możliwość spojrzenia na stykówki mistrzów fotografii przypomina trochę zaglądanie w rękawy iluzjoniscie i oglądanie jego sztuk od kuchni.

Ten fakt czyni z Magnum Contact Sheets materiał niemal obowiązkowy, dla wszystkich fotografów zajmujących się fotografią reporterską. 

Po pierwsze, rozbija w dużej mierze otaczającą legendy aurę "ponadzwykłośmiertelnikowości" - widzimy, że również uznani fotografowie robili też zdjęcia słabe, często tuż obok tych uznanych za genialne.

Czy to oznacza, że byli lub są mniej genialni, niż większość ich uznaje? Nie! Po prostu pokazuje, że ich dzieła były wynikiem ciężkiej pracy, a nie tylko dużej ilości szcześcia. Stykówki pokazują, że w trakcie pracy nad tematem mieli różne koncepcje, chcieli spróbować różnych kadrów i dopiero potem wybierali te najlepsze.


Nie oznacza to jednak bezmyślnego pstrykania. Pokazuje to, że świetne ujęcie jest wynikiem pracy nad sceną i następnie umiejętnej i obiektywnej oceny własnej pracy, celem wybrania najlepszych ujęć.

Po drugie, pokazuje, że naświetlenie negatywu i wywołanie go nie oznacza końca pracy nad kadrem. Wielokrotnie zauwazyć można zauważyć przekadrowywania ujęcia (przy pracy z powiększalnikiem tak czy owak zawsze trochę przytniemy kadr).

Po trzecie - no cóż, oglądanie i analizowanie fotografii Wielkich zawsze było i będzie dobrym sposobem na polepszenie własnego warsztatu. Erwitt, Burri, Bresson, Capa - chyba nie trzeba mówić więcej. Warto również wspomnieć o Josefie Koudelce i jego kadrach z wkroczenia wojsk radzieckich do Pragi, zdjęciach Beatlesów i kulisach powstania słynnego zdjęcia Aliego.

Czy polecę? Oczywiście! Nie tylko świetnie sprawdzi się w roli fotopomocy dydaktycznej, ale również uprzyjemni chłodniejszy i spokojniejszy wieczór. Niewątpliwie jest to pozycja solidna - ponad 500 stron na kredowym papierze, w twardej okładce z prostą obwolutą. Nie pożałujecie.

Rych