czwartek, 26 lutego 2015

Zgoda, a niezgoda. Prawo, a lewo

W ostatnim poście wspomniałem co nieco o tym, że ludzie generalnie nie reagują na zdjęcia w sposób wrogi. Trzeba jednak pamiętać o tym, że są pewne wyjątki od reguły. 

Ostatnio czekając na tramwaj, kręcąc się po pustym przystanku jak lew w klatce, wybitnie się nudziłem. Na szczęście po chwili pojawiło się coś ciekawego, a dokładniej ktoś, bo pani z plecaczkiem rozmawiająca przez telefon.

Przysiadła sobie na ławeczce i dalej prowadziła rozmowę. Dyskretnie wyciągnąłem aparat z torby, ustawiłem czas i przesłonę oraz możliwie najdokładniej ostrość "na oko". Kiedy w końcu ustawiłem się do kadru, ułamek sekundy przed naciśnięciem spustu spojrzała w moją stronę. Pstryknąłem, ale to co się stało chwilę później przerosło moje najśmielsze oczekiwania.

Wspomniana pani podskoczyla jak oparzona, po czym zaczęła krzyczeć "Proszę nie robić mi zdjęcia!". Odsunąłem się, odparłem z uśmiechem "ok", zaś ona powtórzyła to jeszcze trzy razy, po czym odeszła z przystanku i na tramwaj czekała kilkanaście metrów dalej.

Ok, pewnie część z Was myśli "Rych, co się dziwisz, przecież tak nie wolno! Przestraszyłeś biedną kobiecinę!".

Nie wolno powiadacie? No nie do końca.

Warto to sobie wyjaśnić, bo powyższa historia jest dobrym przykładem sytuacji, która zniechęca wiele osób do fotografii ulicznej. Zupełnie niesłusznie.

NIE MA w polskim prawie przepisu zabraniającego fotografować osobę bez z jej zgody w przestrzeni publicznej. Koniec.

Zgoda osoby sfotografowanej jest potrzebna tylko do publikacji zdjęcia i to tylko, jeśli osoba na zdjęciu jest rozpoznawalna i stanowi główny element zdjęcia. Ponadto, za zgodę uznaje się również brak wyraźnej niezgody, choć jak wyjaśnił mi znajomy w prawie siedzący, osoba sfotografowana może niezgodę wyrazić po opublikowaniu zdjęcia, bo w streetphoto często obiekt jest nieświadomy, że zrobiono mu zdjęcie.


Co ciekawe, znacznie częściej kobiety reagują w taki sposób, jak opisałem wyżej. No, to jednak mniej istotne.

Oczywiście należy zachować zdrowy rozsądek. Bieganie za kimś i pstrykanie bez opamiętania po chwili będzie podchodziło pod nękanie. Najlepiej po prostu pstryknąć, uśmiechnąć się i pójść dalej.

A jak ktoś za Wami pójdzie i usłyszecie "Przepraszam. Czy pan/i mi zrobił/a zdjęcie?"

To nie twórzcie, tylko się przyznajcie, powiedzcie coś miłego i dodajcie, że zdjęcie to może ujrzy światło dzienne za jakieś 70 lat, gdy Wasze wnuki sprzedadzą je do archiwum lub wystawią na aukcję. Albo udawajcie, że nie rozumiecie i mówcie tylko po obcemu, to najpewniej człowiek machnie ręką i sobie pójdzie.

W fotografii ulicznej jesteśmy skazani na interakcję z ludźmi (chyba, że ograniczymy się do psów i miejskich krajobrazów). Warto więc poznać, jak wyglądają pewne kwestie od strony prawnej, bo gdy uśmiechy i miłe słowa zawiodą, to po Waszej stronie stoją paragrafy.


Pamiętajmy jednak o tym, że by być ludźmi. To bardzo pomaga. Nie tylko w robieniu zdjęć.

Rych


poniedziałek, 16 lutego 2015

Fotograficzna autoterapia

Autobus czy inny tramwaj. Słuchawki na uszach. Siedzi na siedzonku, okulary przeciwsłoneczne na twarzy i patrzy gdzieś przez szybę, nie zwracają uwagi na ludzi. Wychodzi. Idąc do celu wymija kolejne osoby patrząc bardziej pod nogi niż przed siebie. Gdy uważa, że jest za dużo ludzi, natychmiast szuka ucieczki. 

Kojarzycie? Z całą pewnością znacie przynajmniej jedną taką osobę. To ja. Właściwie, ja kiedyś.

Bez bicia przyznam, że ciężko mnie było uznać za osobę lubiącą ludzi. Nigdy nie przepadałem za tłumami, szerokim łukiem omijałem imprezy masowe, miejsca gdzie gromadziły się tabuny młodzieży (słynny w czasach liceum Hel). Kiedy powróciłem do fotografii analogowej, właściwie z przypadku zupełnego, zacząłem się interesować fotografią uliczną. Kwiatki, krzaczki i widoczki jako takie mi się znudziły, na portrety modelek szukać mi się nie chciało, a do Afganu jako korespondenta żadna gazeta mnie wysłać nie chciała (do dziś nie wiem czemu).

Trochę o tym gatunku wspominałem. Nie będę jednak wchodził w encyklopedyczne szczegóły. Nie będę też rozckliwiał się, jak to fotografia zmieniła moje życie, jak dzięki niej odniosłem życiowy sukces, stałem się piękny, bogaty i wymyśliłem lekarstwo na rak.

Po prostu coś Wam opowiem.

Jakieś dwa lata temu myślałem, że nie ma lepszego obiektywu do streetu niż 135mm. Nie jest na tyle długi, by trzeba było używać statywu, a pozwala zachować dość duży dystans od fotografowanej sceny.

Wybitnie nie chciałem być blisko. Stałem sobie gdzieś z boku i się rozglądałem. Szukałem, wytężałem wzrok, patrzyłem przez wizjer, niczym snajper przez lunetę szukający celu. A jak jakiś upatrzyłem, to strzelałem. Potem zmieniałem miejsce.

Ale coś było nie tak. Dopiero po przestudiowaniu fotografii Wielkich, zrozumiałem, że nie tędy droga. Okazało się, że używając tele popełniam większą gafę, niż mówiąc "Elo stara!" witając królową Wielkiej Brytanii.

Zdjęcie generalnie średnie. Pomijając fakt, że fotografowanie bezdomnych jest cliche, a sam kadr niby ratuje gest kobiety na drugim planie i napis "alkohole", to po prostu czuć, że zdjęcie jest "odległe".
Inna sprawa, że korzystając z teleobiektywu, miałem z tyłu głowy jakieś poczucie winy - skoro nie chcę być zauważony, trzymam się z boku, to robię coś złego. Jak mnie wykryją, to będzie niemiło. Ja nie lubię jak jest niemiło.

Koniec końców, stwierdziłem, że jednak trzeba się przełamać, bo się z miejsca nie ruszę. Zacząłem więc od obiektywu 50mm.



Już trochę lepiej. Zauważyłem ponadto dwie rzeczy. Po pierwsze, większość ludzi naprawdę nie reaguje na robienie im zdjęć w sposób wrogi. Po prostu, albo nie zwracają na to uwagi, albo odwracają się (dobrze jeśli zrobią to po fakcie - trzeba być szybkim). Po drugie, ludzie potrafią być mili. Trzecią rzecz jeszcze zauważyłem, a to tyczy się personalnie mnie.

Aparat stał się moim paszportem. Moim uściskiem ręki na przywitanie z ludźmi, z którymi bez niego pewnie nie zamieniłbym dwóch słów. Z ludźmi, których bym najpewniej nie zauważył.

Jak z tą dziewczyną z papugą. Stary ja pewnie nawet nie zwróciłby na nią uwagi. Przeszedł by koło niej, albo zacząłby rzucać joby na prawo lewo pod hasłem "kto normalny wychodzi z papugą na gonitwę na Służewcu?!". Obecny ja chwilę po zauważeniu jej podbiegł i się spytał czy może zrobić zdjęcie. Efekt powyżej.

Teraz staram się podchodzić jeszcze bliżej, bo obiektyw 35 mm okazał się być jeszcze wygodniejszy w tej robocie (kiedy indziej opowiem dlaczego, bo wynika to między innymi z jego konstrukcji).

I wiecie co? Teraz mi po prostu jakoś weselej. Dalej wkurza mnie buractwo i prostactwo. Dalej mnie wiele rzeczy w ludziach denerwuje i dalej zachowuję przez większość czasu dystans. Jednak teraz zamiast się irytować dziwnymi ludźmi, to robię im zdjęcia, zamienię dwa słowa i idę dalej. I zdjęciom to wyszło na dobre.


Dlatego wszystkim, którzy się boją i chodzą z wielkim tele, czy zoomami, jedną rzecz poradzę. Zwykła, dobra stałka. Krótka. I odrobinę odwagi i przełamania. Zobaczycie, to nic trudnego, a i jakoś tak zwykła podróż autobusem z czasem przestanie być utrapieniem.

Rych

czwartek, 12 lutego 2015

Bo wspomnienia są faux pas

Poranek. Jeszcze nie przejrzawszy na oczy, ruchami godnymi niedźwiedzia przedwcześnie obudzonego z zimowego snu, sięgam ręką po smartfona. Chcę sprawdzić pogodę i czy przypadkiem nikt nie próbował się do mnie dobijać. Widzę u góry małą ikonkę duszka. Ku***, miejmy to za sobą: ktoś siedzi na kiblu "poranek", kolega strzelił selfie "#dzieńdobry", koleżanka wysłała mi fotę swojej kawy "kawusia tak bardzo".

Znacie to? Może niektórzy tak. Jednym się to podoba, innych obchodzi to mniej niż konsekwencje wojny radziecko-afgańskiej.

Ostatnio przeczytałem pewien artykuł, do którego link zamieszczam poniżej.

Jesteśmy pokoleniem, które jest najbardziej obfotografowanym pokoleniem w historii. Ilość zdjęć jakie robimy jest ogromna. Nie tylko fotografii nazwijmy to artystycznej. My się dosłownie komunikujemy przy pomocy obrazów (trochę w sumie jak ludy pierwotne nieznające pisma). A za parę lat pozostanie z tego jedno wielkie nic.

Fotograficzny zapis naszych czasów jest równie nietrwały co związki przeciętnych nastolatków. Jest na chwilę w porównaniu z analogowym zapisem i próby jego permanentnego utrwalenia spotykają się ze swego rodzaju ostracyzmem. "Po kiego drukować - na kompie się obejrzy", "Albumy zajmują miejsce", "Odbitki kosztują krocie". Parę razy to słyszałem. O parę razy za dużo.

Łatwiej i taniej kupić dysk zewnętrzny (bo płytki to problem, nagrywać się nie chce i miejsce zajmują). Tylko, że za parę lat to najwyżej będzie można go użyć jako przycisku do papieru. Odsyłam do artykułu powyżej.

No i jeszcze Snpachat - pięknie wpisuje się w filozofię czasów, gdzie wszystko jest na chwilę. Dziesięć sekund i puff! Nie ma foty. A zrobienie screenshota powoduje, że nadawca dostaje powiadomienie. Serio? Do tej pory jak wysyłałem komuś MMSa to liczyłem się z tym, że on sobie go zapisze, zostawi itd. Jednak chyba na tym polega zabawa, a ja się po prostu nie znam i jestem zdziadziały.

Może jestem, ale jak widzę liczby przy niektórych nickach to mi się słabo robi. Tysiące snapów! Tysiące zdjęć, których już nie ma. A za którymi przyjdzie zapłakać.

Dobra, sam nie jestem bez winy, ale już się uspokoiłem. Chodzi o co innego.

Chodzi o to, że mam wrażenie, iż dla wielu ludzi wspomnienia przestały mieć wielką wartość.

Ja mam proste założenie: chcę coś utrwalić na przyszłość - robię temu zdjęcie. Coś jest niewarte zachowania - nie robię temu zdjęcia.

A jak czemuś robię zdjęcie to mam zamiar do tego wrócić. Po tygodniu, miesiącu. dwóch latach.

Bo z czasem nabierze wartości. Pewnie teraz zdjęcia z imprezy u mojego przyjaciela, gdzie tematem była starożytność nie mają wielkiego znaczenia. Spoko były trzy dni po imprezie, gdy jeszcze nie wszyscy wyleczyli kaca. Wspomnienie o nich teraz świadczy o "słabym życiu towarzyskim".

Jednak za te naście lat to bym chciał je mieć. Dzieciakowi pokazać album "Patrz, to tata, przebrany za senatora. A to wujek Staś robi dziwną minę i ma jakieś wiechcie na głowie, a to ciocia Gosia w przebraniu Kleopatry.". Muszę się śpieszyć - bo internetowy album z nimi zaraz zniknie.

I nie tylko z tego - chociażby z koncertu, który grałem na koniec gimnazjum. Z trzech nagranych filmików przetrwały dwa, a mało co okazałoby się, że stracono je na zawsze. Z iluś tam zdjęć, które robiło parę osób, przetrwało parę, które zachomikowały się u mnie.

"Rych, Ty to jeszcze pamiętasz?!" - pamiętam, ale chyba większość osób wokół mnie ma Alzheimera. Pamiętam wyjazdy, imprezy i fajne akcje. Część z nich pozostawiła po sobie obraz.

A gdy proszę ojca, by pokazał mi zdjęcia z czasów, gdy jeździł w rajdach zawodowo, to otwiera szufladę i wyjmuje, które chcę. Czasem sam je wyjmie i ogląda. Niektórzy z na nich obecnych już odeszli. Nawet teraz, gdy wraca z Monte Historique przywozi zdjęcia. Na papierze.

Poza tym trochę odpowiedzialności ludzie! Nie chcę nic mówić, ale te zdjęcia, które robimy dziś, za sto lat będą ważną pamiątką historyczną! Być może zdjęcie z klubu trafi na wystawę "Jak ludzie bawili się w pierwszych dwóch dekadach XXI wieku", a zdjęcie rzygającej koleżanki do pracy doktorskiej, traktującej o problemie alkoholowym wśród młodzieży w latach 2010-2020.

Muszę się śpieszyć. Podjąłem decyzję.

Kiedy Wy będziecie wysyłać sobie snapy przy piwie, ja będę ustawiał zegar powiększalnika. Kiedy będziecie hurtowo wrzucać foty do netu, ja będę ustawiał filtrację. Kiedy fota Waszego pocałunku na plaży zniknie po 10 sekundach, albo sami ją usuniecie, by zrobić miejsce w telefonie, ja będę suszył odbitki i słuchał mamy, że znowu zająłem pół suszarki i nie ma gdzie firanek powiesić.

Może moje "wspomnienia" będą czarno-białe. Jednak ja będę jakieś miał.

Pomyślcie o tym. Jeszcze nie jest za późno. Bo zapłaczecie. Już Wam się to zdarza.

"Lost memories are expensive"

Rych

czwartek, 5 lutego 2015

Sprzęt nie ma znaczenia - ale palcem zdjęcia nie zrobisz


Do znudzenia od niepamiętnych fotograficznych czasów powtarzane jest, że sprzęt jest bez znaczenia, gdyż to fotograf robi zdjęcie. Dobitnie pokazuje to seria filmików DigitalRev TV "Pro Photograph, Cheap Camera Challenge", gdzie zawodowcy dostaję w swoje ręce tanie, często śmieszne aparaty i mają za zadanie zrobić nimi dobre zdjęcie - i udaje im się! Druga strona medalu jest taka, że dobrze dobrany do potrzeb aparat może naprawdę ułatwić życie.

Jaki aparat kupić? Pytanie zadawane nie tylko przez początkujących, ale czasem i przez średniozaawansowanych fotoamatorów, którzy poszukują sprzętu lepszego lub do wcześniej nieeksplorowanej dziedziny fotografii.

Od lewej: TLR w postaci Starta 66, przed nim kompakt Olympus XA2, po środku Praktica LTL z Pancolarem 50/1.8 i na końcu Leica M4 z Voigtlanderem CS 35/2.5

Wybór aparatu w dużej mierze zależy od rodzaju fotografii jaki mamy zamiar uprawiać. Inne wymagania stawiane będą aparatom do reportażu, a inne pogromcom studyjnych portretów. Kolejną sprawą jest budżet, jakim dysponujemy. Są cztery drogi, którymi można podążyć: B - budżetowa: szukamy możliwie tanio i dobrze, R - rozsądna: dysponujemy większym budżetem lub jesteśmy w stanie wstrzymać się z zakupem i dozbierać, MWPNW - mam więcej pieniędzy niż wypada: kasa nie gra roli - kupujemy najlepsze co jest oraz NMBBSP - nie można było bardziej się pomylić: kupiliśmy naprawdę fajny aparat, którym robienie zdjęć w danej dziedzinie będzie miało znamiona drogi krzyżowej.

Zatem lecimy z tematem

1. Niezdecydowani

Duża grupa początkujących oraz ludzi nie lubiących się ograniczać. Dla nich najlepszym wyborem będzie małoobrazkowa lustrzanka jednoobiektywowa. Daje pełną kontrolę nad kadrem i jest wyśmienita do nauki. Sprawdzi się w portrecie, reporterce, krajobrazie i paru innych. W jednych lepiej w innych gorzej, ale jednak wciąż będzie to najbardziej uniwersalny aparat. Fajne jest to, że tanie i sprawne body z dobrym szkłem będzie bardziej zabójcze niż profesjonalny sprzęt z kiepskim słoikiem.

B - szukamy lustrzanki z mocowaniem m42 lub bagnetem K i dobieramy sobie szkiełko 50mm. Dobrym wyborem będzie Praktica z serii L, Pentax Spotmatic, Pentax K1000. Ogniskowa 50mm pozwoli też na liźnięcie każdego rodzaju fotografii (no, może z wyjątkiem makro i astro).

R - szukamy Olympusa z serii OM, Minolty, Pentaxa MX lub LX, Nikona F2, Canona F1 i dobieramy ze dwa jasne szkła 35 i 50 mm.

MWPNW - kupujemy Nikona F3T i pełną baterię "słoików". Do tego motor, lampy, mieszki i inne akcesoria. Mamy z czego wybierać i możemy szukać swojej fotograficznej drogi!

NMBBSP - ktoś nam coś burknął o lustrzance i kupiliśmy średnioformatowego Pentaxa 67. Mamy ponad dwa kilogramy metalu, które średnio nadają się na spacery, a na jednej rolce możemy zrobić 10 zdjęć. Gdy jakimś cudem udało nam się go podnieść z podłogi i wyjść na miasto to ludzie na widok wycelowanego w ich stronę obiektywu przypominającego lufę granatnika uciekają, a dźwięk kłapiącego lustra budzi dzieci śpiące w sąsiednim mieście. Za to do studia, czy z góry ustalone kadry krajoobrazowe lub architektury idealnie!

2. Street

Fotografia uliczna to jeden z gatunków fotografii reporterskiej. Innymi słowy fotografujemy to, co się dzieje na ulicach miast. Ludzie przechodzący przez ulicę, grajkowie, zwierzęta domowe. Zwykłe zdarzenia, które zazwyczaj trwają chwilę i prawie nikogo nie interesują. Dobre zdjęcie nadaje im magię i zatrzymuje na wieczność. Większość fotografów wybiera do tego celu aparaty małe, szybkie i dyskretne. Niekoniecznie chodzi o to by pozostać niezauważonym, a raczej o to, by nie zwracać na siebie dużej uwagi. Ogromne body z autofocusem, zoomem i lampą jest bardzo niewskazane, bo wprowadza aurę profesjonalizmu i hmm takiego "on robi zdjęcie". Przeciętny człowiek ma bardzo ograniczone wyobrażenie o tym jak wygląda profesjonalny aparat i profesjonalny fotograf i znacznie mniej obawia się kogoś, kto wygląda jak ciapowaty młodzik (lub młodzika, młodzienica czy jak tam się zwie żeński odpowiednik - równość płci, parytety i co tam jeszcze musi być!) z kompaktem lub z "dziadek miał coś podobnego".

 B - kupujemy kompakt. Całkiem fajnie sprawdza się Olympus z serii XA, Lomo LC-A, czy inne tego typu. Warto jednak zwrócić uwagę na to, by ustawianie czułości nie ograniczało się tylko do sczytywania kodów DX, ale by można było ją ustawić manualnie (pozwoli to na kompensację ekspozycji w przy oświetleniu z tyłu i na forsowanie filmu). Przy odrobinę większym budżecie rozglądamy się za lepszym kompaktem albo za dalmierzem z niewymienną optyką. Tutaj prym wiedzie Canon z modelem Canonet GIII QL17 - dostajemy tryb preselekcji czasu, tryb manualny bez pomiaru światła oraz obiektyw 40/1.7.

R - szukamy kompaktu klasy premium lub dalmierza z wymienną optyką - Voigtlander Bessa seria R lub Leica M bez pomiaru światła (modele M2, M4, M4-2, M4-P, M3 nie ma ramki dla 35mm) oraz obiektyw Voigtlander Color Skopar 35/2.5. Takim sposobem kupiliśmy zestaw na długie lata i nie musieliśmy sprzedawać nerki. Możemy dorzucić do tego kompakt typu Olympus XA lub Mju - zawsze będzie zapasowy, gotowy do działania aparat i/lub na inny rodzaj filmu (innej czułości, kolor lub slajd).

MWPNW - idziemy do banku i wypłacamy sporą ilość gotówki. Pieniądze wkładamy do walizki, którą przypinamy do nadgarstka kajdankami. Tak zabezpieczeni kierujemy się do najbliższego autoryzowanego salonu Leici i kupujemy Leicę MP (możemy zamówić a'la Carte, by pasowało do tapicerki naszego Porsche), Leicę M-A (zapasowe body), Summicrona 35mm ASPH oraz Summicrona 50mm ASPH. Do każdego body po pasku od Harry'ego Benz'a. Całość wrzucamy do skórzanej torby firmy ONA model Berlin II.

NMBBSP - na forum przeczytaliśmy o dalmierzach, a w innym temacie ktoś powiedział, że jakości wielkiego formatu nic nie pobije. Koniec końców kupiliśmy Graflex'a 4x5 cala z dalmierzem, jedną torbę na niego, drugą na kasetki i jesteśmy z tym zestawem szybcy jak niemiecki czołg (dokładniej Maus ugrzęźnięty w bagnie).

3. Portret

Portret jaki jest każdy widzi, choć nie bądźmy ograniczeni tylko do popiersia. Tutaj też będziemy mówić o aktach i generalnie pozowanej fotografii ludzi. Wybierając sprzęt do portretu musimy pamiętać o paru sprawach. Format klatki. Czyli czy ma być kwadrat czy prostokąt (wiem, że kwadrat to też prostokąt!). Jak prostokąt to jaki stosunek boków? 6:7, 2:3, 3:4, 4:5 itd. Jaki format kliszy? Im większy format tym wyższa jakoś i łatwiej uzyskać małą głębię ostrości (BOKEH!!!). W portrecie zazwyczaj to, co fotografujemy jest statyczne, ale być może będziemy chcieli "zamrozić" ruch jakiegoś elementu np. lejącej się wody i będziemy potrzebowali szybkiego czasu, który niekoniecznie znajdziemy w aparacie średnioformatowym. W planowaniu budżetu warto pamiętać o dodatkowym ręcznym światłomierzu (z pomiarem światła błyskowego jeśli planujemy korzystać z fleszy).

B - kłania się małoobrazkowa lustrzanka z obiektywem 50mm i od 85mm do 135mm (lub jej ekwiwalent w innym formacie - zapewni komfortową odległość przy pracy z modelem (choć 50mm to już praktycznie granica komfortu). Przy trochę większym możemy rozejrzeć się za tańszym średnim formatem (Pentacon Six, Kiev). Ewentualnie jakiś TLR, jeśli nie przeszkadza nam brak wymiennej optyki i ogniskowa w okolicach 50mm (w terminologii małoobrazkowej).

R - jeśli średni format nie jest nam potrzebny możemy zostać przy lustrzance na film 135. Warto jednak zastanowić się nad średnioformatowym system w rozsądnej cenie - Bronica, niektóre modele firmy Mamiya (w tym dwuobiektywowce z wymienną optyką).

MWPNW - jeśli kasa nie gra roli to kupujemy aparat marki Hasselblad lub idziemy krok dalej i kupujemy aparat wielkoformatowy - przy najmniejszym, czyli 4x5 cala mamy negatyw ponad 13 razy większy od małego obrazka! Oczywiście o zdjęciach z ręki możemy praktycznie zapomnieć i 3/4 miejsca w naszej torbie zajmują kasety załadowane "szitkami" naszego ulubionego negatywu. 90 % roboty odwala nasz wafel... znaczy się asystent, a nam pozostaje wykadrować, nacisnąć spust i po wszystkim pojechać z modelką na kolację i do hotelu (albo z modelem - równość, parytety i poszanowanie inności musi być!).

NMBBSP - usłyszeliśmy, że Leica to najlepsze aparaty, ale przy ograniczonym budżecie zdecydowaliśmy się na Bessę R2. Zapomniawszy czy chodziło o obiektyw 50mm czy 15mm kupiliśmy Voigtlandera Heliara 15/4.5 i przy robieniu popiersia stwierdzenie, że "naruszamy czyjąś przestrzeń osobistą" jest ogromnym niedopowiedzeniem!

4. Krajobraz/Architektura

No to już się nam nie rusza (chyba, że fotografujemy ćwiczenia batalionu czołgowego, a dokładniej makiety ćwiczebne). Wymagania podobne jak do portretu, dlatego nie będę się tu rozpisywał ze wszystkim od nowa, a zrobię jedynie małą korektę. Zazwyczaj krajobraz jest również tematem zdjęć w podczerwieni, dlatego wybierając aparat warto obczaić, czy będzie się też dobrze sprawował w tej kwestii.

B, R - obiektywy ogniskowej 28-50mm (lub ich ekwiwalent w innych formatach). Przy czarno-białej fotografii krajobrazu praktycznie zginiemy bez kolorowych filtrów, dlatego warto szukać obiektywów o tym samym gwincie filtra, albo kupić filtr do największego, a na mniejsze przejściówkę (nie wkręcajmy jednak przysłowiowego miliona przejściówek bo będziemy mieli winietę!). Zrobienie paru zdjęć będzie wymagało dłuższej wędrówki, więc pamiętajmy by sprzęt nie był za ciężki.

MWPNW - jak przy portrecie. Kupując wielki format działamy troszkę inaczej. Najpierw wędrujemy po górach, ubrani jak Linda w filmie "Prowokator" i robimy próbki polaroidem. Następnego dnia ładujemy sprzęt na plecy "Piętaszka" lub na muła (dobra, rezygnujemy z muła, bo zaraz przyczepią się do mnie obrońcy praw zwierząt - zatem mułowi opłacamy wypoczynek w spa, a koszty potrącamy z wypłaty "Piętaszka". Zatrudniona w ramach parytetu "Piętasznica" dostaje pełną wypłatę i nie nosi sprzętu, bo posiada kompetencje na stanowisko kierownicze i fizyczna praca jest poniżej jej godności) i idziemy robić zdjęcia (jedno, góra trzy).

NMBBSP - Kupiliśmy małoobrazkową lustrzankę i obiektyw 500mm. Jesteśmy gotowi do robienia zdjęć w górach - jednak nie pięknych widoków, a niedźwiedzi z bezpiecznej odległości, zaś w wypadku konfrontacji mamy spory kawałek metalu i szkła do obrony.

Ufff, sporo tego. Ale jakoś się udało. Podane przeze mnie przykłady aparatów w żadnym stopniu nie wyczerpują możliwości. To wierzchołek góry lodowej. Śledźcie nas, bo w miarę upływu czasu pojawi się coraz więcej recenzji sprzętu. Może wśród nich znajdziecie swój aparat marzeń? Jeśli macie inną koncepcję to śmiało! Do odważnych świat należy! Czasem jednak po prostu nie warto wyważać otwartych drzwi. Ani to nie uszlachetnia, ani nie ułatwia życia.

Rych