Koniec wstępu - czas do roboty. Kiedy piszę tego posta, to Bart zapewne dziarsko sobie podróżuje swoim automobilem w kierunku Warszawy, coraz bardziej oddalając się od Wrocławia. Prócz stukania w klawiaturę, podejrzliwie spoglądam za okno i zastanawiam się czy deszcz będzie za godzinę, za osiem, czy w ogóle za trzy dni. No ja pierdzięlę, jak ja takiego czegoś nienawidzę! Parę dni skwaru, że głównym problemem w wyborze knajpy jest to, czy posiada ona klimatyzację, a nie jakie piwo tam mają, a potem dni takie, że człowiek zastanawia się czy brać kajak, czy już trzeba wodować galeon i mustrować załogę, by nie skończyć w Luku Davy'ego Jones'a.
Książkę nie byle jaką, bo książkę, którą można zaliczyć trochę do autobiografii, trochę do biografii, trochę do dobrze napisanej powieści, trochę do dokumentu. ""Bractwo Bang Bang - Migawki z ukrytej wojny" napisane przez dwóch jeszcze żyjących członków owego słynnego bractwa, czyli Grega Marinovicha i Joao Silvę to moim zdaniem pozycja obowiązkowa dla ludzi, którzy pasjonują się fotografią. Można niekoniecznie przepadać za fotografią reporterską i dokumentacją konfliktów, ale wydarzeniom, które doprowadziły do wyboru Nelsona Mandeli na prezydenta RPA i wykonanym w tamtym okresie zdjęciom, nie można odmówić wagi.
Ryan Phillipe, znany z takich klasyków jak "Koszmar minionego lata" oraz "Szkoła uwodzenia", jako Greg Marinovich |
Zanim jednak przejdę do samej książki, to powiem coś, co pewne wielu z Was uzna za straszną herezję. Bowiem polecam zrobić tak - zanim sięgniecie za książkę, to obejrzyjcie film. Jeśli zrobicie odwrotnie to obejrzenie naprawdę fajnie zrobionego filmu będzie dla Was mało przyjemne bo będziecie się krzywić na pewne rzeczy, wynikające z ograniczenia pojemności filmu, a po przeczytaniu książki parę rzeczy stanie się dla Was jaśniejsze.
Malin Akerman w roli Robin Comley. W rzeczywistości Robin była blondynką i nie była w związku z Gregiem. |
O bractwie mówić wiele nie będę. Już wcześniej napisałem co najważniejsze, a wypisywanie suchych notek biograficznych mija się z celem, a co ciekawszych rzeczy dowiecie z filmu i książki.
Samą książkę warto przeczytać nie tylko dlatego, że ukazuje sylwetki czwórki wybitnych fotografów. To bardzo przystępnie zaserwowany obraz ówczesnej (a miejscami i wcześniejszej) Republiki Południowej Afryki. To obraz społeczeństwo, w którym podziały rasowe nie były tylko na papierze, ale były one wpajane niemal od najmłodszych lat. To obraz kraju, który niczym jeszcze niewiele ponad 20 lat temu, był krzywozwierciadłowym odbiciem Niemiec lat trzydziestych.
To również wejście w świat fotografów wojennych (tak, tam była wojna na dobrą sprawę, ale nie tylko o Afryce mówi książka). Świat, gdzie zdjęcie płonących słów "NO PEACE", oglądane przez jakiegoś randoma przy porannej kawie jest tylko czubkiem góry lodowej. W świat gdzie aparat i legitymacja prasowa nie czynią kuloodpornym.
To też opowieść, która zadaje pytania i wymaga od Nas odpowiedzi. Jednak by na nie odpowiedzieć musimy postarać się zrozumieć i chociaż myślami wyjść poza fotel, lampkę wina i problem, że nie wiem jakiego operatora komórkowego wybrać.
Jednak jest to też opowieść o przyjaźni, o smutku po stracie przyjaciela. Opowieść o tym jak z dezertera i DJ-a zostać autorem jednego z najsłynniejszych zdjęć świata. Historia o komisie, gdzie wszyscy kupowali sprzęt, dziurze w migawce i godzinach spędzonych przy czymś co miało być komputerem, podłączonym do czegoś co było praprzodkiem internetu i pozwalało przesłać zdjęcie do redakcji.
Innymi słowy sięgnijcie. Na razie niebo w miarę czyste. Prognozy nie są złe. Im jednak przestałem wierzyć już dawno.
Rych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz