Technologia poszła do przodu. Aparaty cyfrowe oferują coraz lepszą jakość, a tradycyjna fotografia zniknęła na stałe z większości gospodarstw domowych. Fotografia cyfrowa jest szybsza, teoretycznie tańsza i bardziej odpowiednia dla przeciętnego Kowalskiego. W dużej mierze to prawda. Klisza stałą się domeną zatwardziałych tradycjonalistów, miłośników retro, artystów, hipsterów i paru innych.
Czy jednak oznacza to, że nawet świadomy amator powinien sięgnąć po lustrzankę cyfrową i dopiero po wielu latach doskonalenia sięgnąć po kliszaka, by wejść na wyższy poziom wtajemniczenia? No cóż. Czytajcie dalej.
Definicja
Wiele razy, gdy wychodziłem "na ulicę" podchodził do mnie ktoś zainteresowany moim sprzętem. Padały pytanie czy to na kliszę, a czy klisze jeszcze robią i można wywołać no i czemu nie cyfra. Naturalnie spokojnie, przyjaźnie i cierpliwie odpowiadałem na pytania i starałem się zachęcić do spróbowania. Zazwyczaj słyszałem odpowiedź w stylu: "Nie no. Ja to robię amatorsko. Nie, jak pan, zawodowo."
Zacznijmy od wyjaśnienia sobie jednej rzeczy. Co to znaczy profesjonalista? Słowo to może mieć dwa znaczenia. Po pierwsze będziemy przez profesjonalistę rozumieli osobę, która zarabia wykonując jakąś czynność. Po drugie, bardzo powszechnie, rozumiemy profesjonalistę, jako człowieka wykonującego jakąś czynność szczególnie dobrze. Teraz uwaga. Mówiąc o fotografach profesjonalnych znacznie częściej musimy używać pierwszego znaczenia tego słowa.
Profesjonalizm nie ma tutaj wiele wspólnego z jakością i artyzmem zdjęcia. O wiele częściej spotykani są w naszym życiu fotografowie będący bardziej rzemieślnikami niż artystami. Bo ciężko mówić o sztuce, gdy mówimy o zdjęciach do paszportu, czy kolejnym zdjęciu polityka otoczonego szwadronem mikrofonów w czasie konferencji, czy też setnym zdjęciu klasowym.
Amator zaś to po prostu osoba, która nie uzyskuje, lub uzyskuje niewielką część swoich dochodów z jakichś działań.
I tutaj w fotografii mówiąc o zawodostwie, mówimy zazwyczaj o czymś takim.
1. Amator nie musi robić 2354325643534 zdjęć dziennie
Wiele razy kiedy proponuje komuś zaprzyjaźnienie się z kliszą, słyszę ten argument. Mianowicie przy pomocy aparatu cyfrowego możemy mniejszym kosztem uzyskać większą ilość zdjęć. To prawda.
Problem jednak w tym, że wielu amatorów robi zdjęcia bezmyślnie. Znam mnóstwo osób, które posiadają lustrzankę cyfrową, a nie mają pojęcia o zależności między przesłoną, a głębią ostrości, czy też nie wiedzą co to znaczy ISO! Na wyjazdach tłuką chorą ilość zdjęć, z których tylko kilka nadaje się do pokazania, a reszta albo jest nudna, albo słaba technicznie, albo jest 350 powtórką ujęcia, bo przez przypadek aparat ustawiony był na tryb seryjny.
A profesjonalista? On musi. Bo jak wchodzi na konferencję to musi mieć sfotografowany każdy krok ministra, od chwili gdy ten wchodzi na sale, do momentu aż ją opuszcza. Bo będąc na ślubie musi mieć sfotografowany każdy krok nowożeńców i każdy gest księdza. On potem usiądzie i wybierze któreś zdjęcie, albo da kartę pamięci komuś, kto zrobi to za niego i wstawi do artykułu. Koniec
Amator jak pojedzie do Egiptu to niech wróci z 36 różnymi zdjęciami. Nie 150 zdjęć na plaży, gdzie na 30 leży na leżaku, na kolejnych siedzi, a na następnych bawi się piaskiem. Bo jedyne co z nimi zrobi, to wrzuci do folderu, na profil wrzuci 30, a po dwóch dniach zaginą gdzieś na dysku i najpewniej nigdy się do nich nie wróci.
Świadomy i myślący amator kupując używany aparat analogowy i rozsądnie dysponujący kliszą wychodzi na tym lepiej niż kupując podstawową lustrzankę cyfrową, bo zanim wypstryka jej koszt minie trochę czasu i nastanie chwila, gdy będzie ją można kupić za 1/3 ceny. Cyfra dla amatora=szybka strata pieniędzy.
2. Amator częściej potrzebuje jakości
Brzmi to dość dziwnie. Wręcz na odwrót i obrazoburczo. Taka jest jednak prawda.
Parę miesięcy temu Bart poprosił mnie bym zrobił zdjęciach w czasie obchodów rocznicy Powstawania Warszawskiego, gdzie był w poczcie sztandarowym NZS. Zgodziłem się i co zabrałem. Prakticę, Ricoha, wypożyczyłem średnioformatowego Hasseblada? Nie. Wziąłem mojego starego Nikona D40 z kitowym zoomem. Cyknąłem parę fotek. Nie obrabiałem ich, ani nic. Większość z nich przedstawiała po prostu członków NZS stojących w rzędzie na cemntarzu, skłądających kwiaty, czy będących w poczcie sztandarowym.
Aparat po prostu na dzisiejsze standardy słaby. Obiektyw też nie powalał. I co? Myślicie, że ktoś narzekał na słaby bokeh, niedopracowane kolory, czy coś? Nie. Najbardziej istotne było to, że przewodnicząca dostała te zdjęcia 10 minut po wyjściu z cmentarza. Jakbym zrobił je Hasselbladem używając slajdu i jeszcze użył małego otworu przesłony, to by się pewnie nie nadawały, bo tło by było rozmyte.
Ale spełniły swoje zadanie. Miały być dokumentacją pewnego wydarzenia i być ostre i wyraźne. Nie mieć rozmyte tło.
A amator? No on pewnie częściej będzie pokazywał swoje prace ludziom, którzy będą bardziej zainteresowani odwzorowaniem kolorów, jaki to ten bokeh jest i jak wygląda 100% przybliżenia, no i jak wygląda kompozycja i jak bardzo to zdjęcie się wyróżnia.
Bo nie oszukujmy się. Większość zdjęć "zawodowych" jest oklepana i taka ma być. Bo ile może być innowacyjności w zdjęciu do paszportu, do wizy? Niewiele. Oczywiście w fotografii ślubnej, czy nawet klasowej można zawsze zaprezentować coś innowacyjnego i odkrywczego. Ale na koniec i tak przy oglądaniu albumu przez Kasię i jej przyjaciółki istotne będzie, jaką to Kasia miała piękną suknie oraz, że ciocia Halina założyła ten tandetny kapelusz. Nie jak pięknie wyszedł Tri-X w Rodinalu.
3. Amator nie potrzebuje szybkości
Trochę już o tym wspominałem. Profesjonalista musi mieć zdjęcia szybko. Amator nie.
Zawodowiec musi uzyskać efekty swojej pracy, czyli zdjęcia, możliwie najszybciej. Bo gonią go terminy. Musi zaraz po konferencji odpalić laptopa i wysłać do redakcji zdjęcie ministra, by można było wstawić na portal post z wiadomością. Bo musi zaraz po weselu zająć się szykowaniem albumu i płytki, bo ma na to parę dni, a za tydzień kolejny ślub. Bo facet, który potrzebuje zdjęcia do paszportu siedzi na krześle i zaraz musi iść do urzędu.
A amator? Jest różnica czy zdjęcie trafi na grupę dziś czy jutro? Nie. Może je wstawić po tygodniu od jego zrobienia. Nie ma to znaczenia.
4. Amator musi myśleć
Generalnie nie musi. Musi to się człowiek urodzić i umrzeć. Dobrze by było jednak by coś co robimy w wolnym czasie prócz sprawiania przyjemności było również w jakiś sposób rozwijające.
A to znaczy, że profesjonalista nie musi się rozwijać? Musi! Jednak nie, aby rozwijać swoją artystyczną duszę, abstrakcyjne myślenie i tak dalej, a po to, by sprostać wymaganiom rynku. Wielu uczęszcza na kursy i warsztaty, by poznać nowe oprogramowanie, ale też po to, by powiesić sobie w zakładzie kolejny dyplom czy certyfikat. Klient wchodzi, patrzy na ścianę dyplomów i od razu chętniej wydaje pieniądze. Zysk.
Profesjonalista musi pracować szybko i wydajnie. Półautomatyczne tryby są dla niego dobre i korzystne. Miejscami nawet pełna automatyka. Dobry profesjonalista oczywiście zrobi dobre zdjęcia zwykłą Prakticą. Tyle, że będzie to dla niego niewygodne i mniej wydajne niż strzelanie z cyfrowego Nikona. Włoży w to więcej wysiłku, a efekt pieniężny będzie ten sam, a nawet może być stratny. Nie opłaca się zatem.
A amator musi myśleć. Musi myśleć jaką ma przesłonę, jaki czas, a jakie powinien ustawić. No i jaką czułość ma jego błona. Nie może być robotem.
A zawodowiec musi być zazwyczaj jak maszyna. W przeciwnym wypadku zarobi mniej.
5. Amator nie musi oszczędzać
Nie musi tak bardzo.
Tak wiem, że nie można być rozrzutnym i nie każdego stać na Leicę MP z Noctiluxem prosto z salonu. Mnie też nie tak by the way. I do tego codziennie karton Ilfordów na spacer.
Jednak dla amatora jakby nie patrzeć koszt jednostkowy zdjęcia jest mniej istotny niż dla zawodowca. Bo zawodowiec musi zarobić. Musi zamortyzować koszt sprzętu, opłacić wynajem itd. Musi też pozostać konkurencyjny.
Gdyby ktoś chciał w dzisiejszych czasach zarobić np. fotografując śluby, czy imprezy w sposób tradycyjny, to by musiało być drogo. Bardzo drogo. Bo mówiliśmy, że on będzie musiał tych zdjęć zrobić od groma. A to by kosztowało. Musiałby przecież zarobić. A Kasię nie interesuje czy jej zdjęcia ze ślubu są odbitkami na papierze barytowym. Prędzej, czy nie błyszczą się za mocno w świetle lampy, którą kupiła w zeszłym tygodniu. Profesjonalista-tradycjonalista nie utrzymałby się na rynku. Nie byłby konkurencyjny. Cyfra to dla niego czysty zysk.
6. Amator traci na zakupie cyfry
Amator traci, bo sprzęt zakupiony przez niego nie zarabia. Profesjonalista ma go wliczonego w koszty i po pewnym czasie zakup mu się zwróci. Robi zdjęcia i na nich zarabia.
Jeśli amator kupi sobie Nikona D4 nawet z jednym obiektywem to zapłaci sporo ponad 20 tysięcy złotych! Jeśli profesjonalista go zakupi, to mu się po pewnym czasie ten zakup zwróci. Amatorowi nie.
Amator może mieć lepszą jakość nawet od Nikona D4 za mniejsze pieniądze. Niech kupi Nikona F100 i podpiąć może ten sam obiektyw co do D4. Resztę przeznaczy na filmy. Zanim wypstryka równowartość ceny samego body D4 minie sporo czasu i będzie mógł go kupić za 1/10 wartości. Przy założeniu, że nie pstryka bezmyślnie. A kupując F100 ma wszystkie udogodnienia, które daje D4. A analoga można kupić i następnego dnia sprzedać po tej samej cenie lub wyższej. Nie ma straty.
No i to by było na tyle. Możecie się zgodzić z tym lub nie. Wasze prawo. Jednak po prostu pomyślcie. To się zawsze opłaca.
Rych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz