Poranek. Jeszcze nie przejrzawszy na oczy, ruchami godnymi niedźwiedzia przedwcześnie obudzonego z zimowego snu, sięgam ręką po smartfona. Chcę sprawdzić pogodę i czy przypadkiem nikt nie próbował się do mnie dobijać. Widzę u góry małą ikonkę duszka. Ku***, miejmy to za sobą: ktoś siedzi na kiblu "poranek", kolega strzelił selfie "#dzieńdobry", koleżanka wysłała mi fotę swojej kawy "kawusia tak bardzo".
Znacie to? Może niektórzy tak. Jednym się to podoba, innych obchodzi to mniej niż konsekwencje wojny radziecko-afgańskiej.
Ostatnio przeczytałem pewien artykuł, do którego link zamieszczam poniżej.
Jesteśmy pokoleniem, które jest najbardziej obfotografowanym pokoleniem w historii. Ilość zdjęć jakie robimy jest ogromna. Nie tylko fotografii nazwijmy to artystycznej. My się dosłownie komunikujemy przy pomocy obrazów (trochę w sumie jak ludy pierwotne nieznające pisma). A za parę lat pozostanie z tego jedno wielkie nic.
Fotograficzny zapis naszych czasów jest równie nietrwały co związki przeciętnych nastolatków. Jest na chwilę w porównaniu z analogowym zapisem i próby jego permanentnego utrwalenia spotykają się ze swego rodzaju ostracyzmem. "Po kiego drukować - na kompie się obejrzy", "Albumy zajmują miejsce", "Odbitki kosztują krocie". Parę razy to słyszałem. O parę razy za dużo.
Łatwiej i taniej kupić dysk zewnętrzny (bo płytki to problem, nagrywać się nie chce i miejsce zajmują). Tylko, że za parę lat to najwyżej będzie można go użyć jako przycisku do papieru. Odsyłam do artykułu powyżej.
No i jeszcze Snpachat - pięknie wpisuje się w filozofię czasów, gdzie wszystko jest na chwilę. Dziesięć sekund i puff! Nie ma foty. A zrobienie screenshota powoduje, że nadawca dostaje powiadomienie. Serio? Do tej pory jak wysyłałem komuś MMSa to liczyłem się z tym, że on sobie go zapisze, zostawi itd. Jednak chyba na tym polega zabawa, a ja się po prostu nie znam i jestem zdziadziały.
Może jestem, ale jak widzę liczby przy niektórych nickach to mi się słabo robi. Tysiące snapów! Tysiące zdjęć, których już nie ma. A za którymi przyjdzie zapłakać.
Dobra, sam nie jestem bez winy, ale już się uspokoiłem. Chodzi o co innego.
Chodzi o to, że mam wrażenie, iż dla wielu ludzi wspomnienia przestały mieć wielką wartość.
Ja mam proste założenie: chcę coś utrwalić na przyszłość - robię temu zdjęcie. Coś jest niewarte zachowania - nie robię temu zdjęcia.
A jak czemuś robię zdjęcie to mam zamiar do tego wrócić. Po tygodniu, miesiącu. dwóch latach.
Bo z czasem nabierze wartości. Pewnie teraz zdjęcia z imprezy u mojego przyjaciela, gdzie tematem była starożytność nie mają wielkiego znaczenia. Spoko były trzy dni po imprezie, gdy jeszcze nie wszyscy wyleczyli kaca. Wspomnienie o nich teraz świadczy o "słabym życiu towarzyskim".
Jednak za te naście lat to bym chciał je mieć. Dzieciakowi pokazać album "Patrz, to tata, przebrany za senatora. A to wujek Staś robi dziwną minę i ma jakieś wiechcie na głowie, a to ciocia Gosia w przebraniu Kleopatry.". Muszę się śpieszyć - bo internetowy album z nimi zaraz zniknie.
I nie tylko z tego - chociażby z koncertu, który grałem na koniec gimnazjum. Z trzech nagranych filmików przetrwały dwa, a mało co okazałoby się, że stracono je na zawsze. Z iluś tam zdjęć, które robiło parę osób, przetrwało parę, które zachomikowały się u mnie.
"Rych, Ty to jeszcze pamiętasz?!" - pamiętam, ale chyba większość osób wokół mnie ma Alzheimera. Pamiętam wyjazdy, imprezy i fajne akcje. Część z nich pozostawiła po sobie obraz.
A gdy proszę ojca, by pokazał mi zdjęcia z czasów, gdy jeździł w rajdach zawodowo, to otwiera szufladę i wyjmuje, które chcę. Czasem sam je wyjmie i ogląda. Niektórzy z na nich obecnych już odeszli. Nawet teraz, gdy wraca z Monte Historique przywozi zdjęcia. Na papierze.
Poza tym trochę odpowiedzialności ludzie! Nie chcę nic mówić, ale te zdjęcia, które robimy dziś, za sto lat będą ważną pamiątką historyczną! Być może zdjęcie z klubu trafi na wystawę "Jak ludzie bawili się w pierwszych dwóch dekadach XXI wieku", a zdjęcie rzygającej koleżanki do pracy doktorskiej, traktującej o problemie alkoholowym wśród młodzieży w latach 2010-2020.
Muszę się śpieszyć. Podjąłem decyzję.
Kiedy Wy będziecie wysyłać sobie snapy przy piwie, ja będę ustawiał zegar powiększalnika. Kiedy będziecie hurtowo wrzucać foty do netu, ja będę ustawiał filtrację. Kiedy fota Waszego pocałunku na plaży zniknie po 10 sekundach, albo sami ją usuniecie, by zrobić miejsce w telefonie, ja będę suszył odbitki i słuchał mamy, że znowu zająłem pół suszarki i nie ma gdzie firanek powiesić.
Może moje "wspomnienia" będą czarno-białe. Jednak ja będę jakieś miał.
Pomyślcie o tym. Jeszcze nie jest za późno. Bo zapłaczecie. Już Wam się to zdarza.
"Lost memories are expensive"
Rych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz