Czasem w końcu przychodzi dzień, że wszystkie aparaty najchętniej by się spakowało i sprzedało, by zainwestować w wędki lub wizyty w szemranym przybytku oferujących pokazy tańca ero...egzotycznego, albo zaszyło się gdzieś, gdzie nie ma internetu, ludzi i glutenu.
Czasem po prostu zdaje się się, że dalsze naciskanie spustu migawki nie ma sensu, że przeglądania swoich kolejnych wypocin, uporczywego ratowania niedorobionego kadru przycinaniem, wyostrzaniem, suwakami i filtrami staje się przysłowiowym chwytaniem brzytwy.
Wtedy część się poddaje - "to jednak nie dla mnie", "nie ogarniam tego", "nie mam talentu". Ile razy to słyszałem. Często we własnej głowie. Ten durny głos, którego nie sposób zagłuszyć czymkolwiek.
Ci, którzy się nie poddają zaczynają uporczywie szukać przyczyny. Sprzęt - do rewizji. "Mam co potrzeba, a może jednak dokupię ten obiektyw?". Kupujemy książki, siedzimy na forach, oglądamy poradniki, chodzimy na kursy. Dyskusje z bardziej doświadczonymi znajomymi, którzy Nam radzą i pomagają.
I wiecie co? Ja też tak mam, ale szybko mi przechodzi.
Przypominam sobie, dlaczego właściwie robię zdjęcia. I wiecie dlaczego? Po prostu to lubię.
Lubię sam proces twórczy. Lubię zapach kliszy, chemii, lubię dźwięk wyzwalanej migawki. Lubię się przejść po mieście, spotkać z Bartem, Bystrzakiem i innymi. Lubię wyjechać, napić się piwa, pójść do ulubionych miejsc.
Finalne zdjęcie majaczy mi gdzieś na horyzoncie. Jest jakimś zwieńczeniem całego wysilku, ale nie jest celem samym w sobie.
Owszem, miło jest zrobić fotę, która się podoba. Miło, kiedy ktoś Cię pochwali za robotę. Smutno gdy skanujesz negatyw i okazuje się, że nie ma ujęcia, które by Cię usatysfakcjonowało.
Jednak poddawanie się negatywnym emocjom i napinanie się na efekty jest bzdurą. Mądre to jest kiedy robimy to zawodowo, gdy od tego zależy byt rodziny, kredyt na mieszkanie, paliwo do samochodu i ciepłe buty na zimę.
Myślicie jednak, że wychodząc w sobotę na miasto mam ochotę się napinać? Mam ochotę działać pod presją?
Nie - idę by się bawić. By się radować. Idę by odpocząć i oddać się procesowi tworzenia.
By na koniec dnia położyć się do łóżka usatysfakcjonowany. Nie gonię za doskonałością. Nie gonię za praktycznym aspektem. Nie jest istotnym dla mnie cel, jako cel sam w sobie. Istotna jest dla mnie też do niego droga, by była ona przyjemna.
I o tym pamiętajcie. Bo w złe myśli łatwo popaść. Nie każdemu łatwo z nich wyjść. Dlatego na koniec zacytuję mojego przyjaciela.
"Bez spiny"
Rych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz